sobota, 7 września 2013

Rozdział 5.

Tutaj macie pewne dwie piosenki, które mi się podobają *.*


A teraz zapraszam.
___________________________________________________________________


            Hermiona czekała chwilę na kolegę. Poczuła, że ktoś zasłania jej oczy.
            - Zgadnij kto… - usłyszała szept.
            - Nie wygłupiaj się Blaise –  powiedziała uśmiechnięta.
            - Niech ci będzie – rzekł Zabini z miną zbitego psa. Oboje się zaśmiali. – Chodź, zabiorę cię w moje ulubione miejsce.
            - To znaczy gdzie? – dopytywała się.
            - A to już moja słodka tajemnica. Poza tym nie chcę ci zepsuć niespodzianki – powiedział, po czym pokazał rządek białych zębów.
            - Pss… Ja się tak nie bawię! – tupnęła nogą, niczym obrażone dziecko. – Ja muszę wiedzieć. Hermiona wszystkowiedząca-Granger nie może czegoś nie wiedzieć!
Blaise nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Po chwili dołączyła do niego szatynka. Zaśmiewali się tak dobre kilka minut. Nie było człowieka, który przechodząc obok dwójki nastolatków, nie spojrzał się na nich. Pierwszy opanował się Blaise.
            - No chodź już dziewczyno, bo w tym tempie to tam nawet jutro nie dojdziemy – oświadczył radosny Zabini.
            - Już idę, idę. – odpowiedziała uśmiechnięta Hermiona.
Wyszli z parku. Szli ulicą, która okrążała miasto. Po około dwudziestu minutach znaleźli się przy wzniesieniu. Szli na samą górę. Kiedy piętnaście minut później dotarli do celu, Hermiona zatrzymała się. Urok tego miejsca sprawił, ze zaniemówiła.
            - Witaj w raju! – rzekł kurtuazyjnie Blaise.
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i rozejrzała. Na skraju góry znajdowały się dwie rzeczy: wysokie, rozłożyste drzewo i brązowa, drewniana ławka. Podeszła bliżej.
            - Jak tu pięknie… - powiedziała rozmarzonym głosem.
            - Oj tak… - zgodził się brunet. – Lubię tu przychodzić.
            - Nie dziwię się. To miejsce jest niesamowite – rzekła.
            - Bo ty tu jesteś – oznajmił.
Hermiona spojrzała na towarzysza. Poczuła, że się rumieni. Na ten widok chłopak się uśmiechnął. Usiedli na ławce spoglądając w dal. Rozmawiali o tym, jak minął im dzień, co robili… W pewnym momencie szatynka zadała sobie sprawę, że chłopak chwycił ją za rękę.
            Czas minął im wyjątkowo szybko. Około godziny siedemnastej postanowili już się zbierać. Wracali powoli, delektując się atmosferą. Doszli do stawu, znajdującego się w parku.
            - To co, widzimy się jutro? – zapytał Blaise.
            - Raczej nie… - odparła lekko zasmucona Hermiona. – Jutro wyjeżdżam do Weasley’ów i będę tam do końca wakacji.
            - Aha… No spoko… - odpowiedział przygaszony chłopak.
            - Do zobaczenia w Hogwarcie. – rzekła i ruszyła w kierunku domu.
            - Jasne, paa. – powiedział. Przez moment patrzył na odchodzącą szatynkę. – Zaczekaj! – zawołał brunet i podbiegł do dziewczyny. – Bądź ze mną. Miona, bądź ze mną.
            - Co?
Nie powiedziała już nic więcej. Poczuła dotyk jego miękkich warg na swoich ustach. Nie pozostała mu dłużna. Oddała pocałunek. Po chwili oderwali się od siebie.
            - Bądź ze mną – powtórzył.
            - Z przyjemnością – odpowiedziała zarumieniona dziewczyna. Chłopak przyciągnął ją do siebie i zaczął kręcić się wokół własnej osi. – Postaw mnie wariacie! – krzyknęła roześmiana.
            - O tak, jasne. Wybacz – wydukał Blaise, ale chwilę później uśmiechał się od ucha do ucha. – To do zobaczenia na dworcu – cmoknął ją w policzek.
            - Cześć – powiedziała i odeszła.
            Po powrocie do domu najpierw poszła coś zjeść. Następnie postanowiła, ze się przebierze. Ubrała jasnoniebieskie rybaczki i pomarańczową koszulkę z napisem ,,diamond”. Potem założyła swoje ulubione, czarne trampki i wyszła z domu.

            Szła ścieżką w kierunku lasu. Wsłuchiwała się leśną ciszę, którą tak bardzo uwielbiała. Nim spostrzegła, widziała już machającego do niej przyjaciela.
            - Cześć Natt! – powiedziała dziewczyna.
            - Hej! Co tam? – spytał.
            - Spoko, a u ciebie?
            - Też… Słuchaj Miona… Jest sprawa.
            - Coś się stało? – zapytała nieco zanipokojona.
            - Czterech Najwyższych skontaktowało się ze mną. Chcą, żebyś jak najszybciej rozpoczęła trening.
            - No dobra, rozumiem. A jak właściwie wygląda ten trening?
            - Cały trening trwa pięć miesięcy. Pierwszy miesiąc to nauka panowania nad wodą, drugi ogniem, trzeci ziemią a czwarty powietrzem. Ostatni miesiąc to nauka łączenia wszystkich umiejętności i używania kilku żywiołów naraz.
            - Aż miesiąc? Na takie coś? – spytała zdumiona
            - To nie jest takie proste jak Ci się wydaje. Jeżeli opanowałabyś to prędzej to trening skończyłby się szybciej, ale z tego co wiem, to zazwyczaj to zajmuje tyle czasu – oznajmił Nathaniel.
            - Ale zaraz… - zaczęła ze skupieniem. – Jak ja mam trenować, skoro chodzę do szkoły? I gdzieby to w ogóle było? –pytała.
            - O szkołę się nie martw – powiedział Natt, po czym ukazał rząd białych zębów. – Przenosilibyśmy się na Atlantydę. Nie wiem czy pamiętasz, ale kiedyś ci mówiłem, że to miejsce chronią potężne, starożytne zaklęcia, między innymi Zaklęcie Panahon, co po cebuańskim oznacza „czas”. Zaklęcie Czasu. Kiedy Władca Żywiołów zjawia się na Atlantydzie to zaklęcie się aktywuje. Samo. Wtedy czas stoi w miejscu. Całkowicie przestaje płynąć. Zarówno na powierzchni, jak i na Atlantydzie.
            - Ale… Jak to możliwe? – zapytała nieco zszokowana.
            - Tego nie wie nikt, to naprawdę prastara magia – odpowiedział. – Wracając do tematu.W czasie treningu nie zmieniasz się. Te pięć miesięcy tak naprawdę nie płynie, więc nawet nie możesz się zmienić. Można powiedzieć, że trening zajmie chwilę.
            - Przynajmniej ten plus... – zaśmiała się Hermiona. – To kiedy mogę zacząć?
            - A kiedy chcesz? Ja tam proponuję, żeby jeszcze w wakacje, bo jak wrócisz z treningu to będziesz chciała spać.
            - Dam ci znać, okej? – zapytała.
            - No jasne. Tak więc…
            - Nie zaczyna się zdania od „więc” – krzyknęła roześmiana szatynka.
            - Tak więc – zaczął akcentując te słowa – musimy już wracać malutka!
            - O Godryku, rzeczywiście! – czym prędzej ruszyli w stronę domu dziwczyny. – O treningu powiadomię Cię kiedy indziej, dobrze? Jutro jadę do Weasley’ów…
            - Spoko, spoko… - uśmiechnął się. – Nie tłumacz się, tylko biegnij.
            - No to pa – powiedziała i pocałowała chłopaka w policzek.
            - Do zobaczenia! – krzyknął Nathaniel za oddalającą się dziewczyną i ruszył w tylko sobie znanym kierunku.



____________________________________________________________
Przepraszam.
Wy czekacie 2 tygodnie, a ja wyjeżdżam z takim gównem. Tak - gównem, bo inaczej tego nazwać nie mogę.
Miałam problemy z weną. Zresztą widać to czytając rozdział. W ogóle go nie sprawdzałam, więc bardzo przepraszam za wszelkie błędy.
Jeszcze raz jedno wielkie przepraszam. :(

ZGODNOŚĆ Z KANONEM

Moja historia jest zgodna z pierwszymi pięcioma tomami ,,Harry'ego Pottera".
Na przykład: charakter i szczegółowy opis Blaise'a Zabiniego poznajemy dopiero w książce ,,Harry Potter i Książę Półkrwi", więc jedyne, co wcześniej było o nim wiadomo to fakt, że jest czarnoskórym brunetem, który trafił do Slytherinu.
Chciałabym podkreślić, że wszystko, co się dzieje przed szóstym tomem opowieści o młodym czarodzieju, zgadza się z kanonem.
Można powiedzieć, że według mojej historii saga kończy się na piątym tomie, a to co piszę, jest jego kontynuacją.

Akcja mojego opowiadania rozpoczyna się pod koniec lipca, przed szóstym rokiem nauki w Hogwarcie.