sobota, 7 września 2013

Rozdział 5.

Tutaj macie pewne dwie piosenki, które mi się podobają *.*


A teraz zapraszam.
___________________________________________________________________


            Hermiona czekała chwilę na kolegę. Poczuła, że ktoś zasłania jej oczy.
            - Zgadnij kto… - usłyszała szept.
            - Nie wygłupiaj się Blaise –  powiedziała uśmiechnięta.
            - Niech ci będzie – rzekł Zabini z miną zbitego psa. Oboje się zaśmiali. – Chodź, zabiorę cię w moje ulubione miejsce.
            - To znaczy gdzie? – dopytywała się.
            - A to już moja słodka tajemnica. Poza tym nie chcę ci zepsuć niespodzianki – powiedział, po czym pokazał rządek białych zębów.
            - Pss… Ja się tak nie bawię! – tupnęła nogą, niczym obrażone dziecko. – Ja muszę wiedzieć. Hermiona wszystkowiedząca-Granger nie może czegoś nie wiedzieć!
Blaise nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Po chwili dołączyła do niego szatynka. Zaśmiewali się tak dobre kilka minut. Nie było człowieka, który przechodząc obok dwójki nastolatków, nie spojrzał się na nich. Pierwszy opanował się Blaise.
            - No chodź już dziewczyno, bo w tym tempie to tam nawet jutro nie dojdziemy – oświadczył radosny Zabini.
            - Już idę, idę. – odpowiedziała uśmiechnięta Hermiona.
Wyszli z parku. Szli ulicą, która okrążała miasto. Po około dwudziestu minutach znaleźli się przy wzniesieniu. Szli na samą górę. Kiedy piętnaście minut później dotarli do celu, Hermiona zatrzymała się. Urok tego miejsca sprawił, ze zaniemówiła.
            - Witaj w raju! – rzekł kurtuazyjnie Blaise.
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i rozejrzała. Na skraju góry znajdowały się dwie rzeczy: wysokie, rozłożyste drzewo i brązowa, drewniana ławka. Podeszła bliżej.
            - Jak tu pięknie… - powiedziała rozmarzonym głosem.
            - Oj tak… - zgodził się brunet. – Lubię tu przychodzić.
            - Nie dziwię się. To miejsce jest niesamowite – rzekła.
            - Bo ty tu jesteś – oznajmił.
Hermiona spojrzała na towarzysza. Poczuła, że się rumieni. Na ten widok chłopak się uśmiechnął. Usiedli na ławce spoglądając w dal. Rozmawiali o tym, jak minął im dzień, co robili… W pewnym momencie szatynka zadała sobie sprawę, że chłopak chwycił ją za rękę.
            Czas minął im wyjątkowo szybko. Około godziny siedemnastej postanowili już się zbierać. Wracali powoli, delektując się atmosferą. Doszli do stawu, znajdującego się w parku.
            - To co, widzimy się jutro? – zapytał Blaise.
            - Raczej nie… - odparła lekko zasmucona Hermiona. – Jutro wyjeżdżam do Weasley’ów i będę tam do końca wakacji.
            - Aha… No spoko… - odpowiedział przygaszony chłopak.
            - Do zobaczenia w Hogwarcie. – rzekła i ruszyła w kierunku domu.
            - Jasne, paa. – powiedział. Przez moment patrzył na odchodzącą szatynkę. – Zaczekaj! – zawołał brunet i podbiegł do dziewczyny. – Bądź ze mną. Miona, bądź ze mną.
            - Co?
Nie powiedziała już nic więcej. Poczuła dotyk jego miękkich warg na swoich ustach. Nie pozostała mu dłużna. Oddała pocałunek. Po chwili oderwali się od siebie.
            - Bądź ze mną – powtórzył.
            - Z przyjemnością – odpowiedziała zarumieniona dziewczyna. Chłopak przyciągnął ją do siebie i zaczął kręcić się wokół własnej osi. – Postaw mnie wariacie! – krzyknęła roześmiana.
            - O tak, jasne. Wybacz – wydukał Blaise, ale chwilę później uśmiechał się od ucha do ucha. – To do zobaczenia na dworcu – cmoknął ją w policzek.
            - Cześć – powiedziała i odeszła.
            Po powrocie do domu najpierw poszła coś zjeść. Następnie postanowiła, ze się przebierze. Ubrała jasnoniebieskie rybaczki i pomarańczową koszulkę z napisem ,,diamond”. Potem założyła swoje ulubione, czarne trampki i wyszła z domu.

            Szła ścieżką w kierunku lasu. Wsłuchiwała się leśną ciszę, którą tak bardzo uwielbiała. Nim spostrzegła, widziała już machającego do niej przyjaciela.
            - Cześć Natt! – powiedziała dziewczyna.
            - Hej! Co tam? – spytał.
            - Spoko, a u ciebie?
            - Też… Słuchaj Miona… Jest sprawa.
            - Coś się stało? – zapytała nieco zanipokojona.
            - Czterech Najwyższych skontaktowało się ze mną. Chcą, żebyś jak najszybciej rozpoczęła trening.
            - No dobra, rozumiem. A jak właściwie wygląda ten trening?
            - Cały trening trwa pięć miesięcy. Pierwszy miesiąc to nauka panowania nad wodą, drugi ogniem, trzeci ziemią a czwarty powietrzem. Ostatni miesiąc to nauka łączenia wszystkich umiejętności i używania kilku żywiołów naraz.
            - Aż miesiąc? Na takie coś? – spytała zdumiona
            - To nie jest takie proste jak Ci się wydaje. Jeżeli opanowałabyś to prędzej to trening skończyłby się szybciej, ale z tego co wiem, to zazwyczaj to zajmuje tyle czasu – oznajmił Nathaniel.
            - Ale zaraz… - zaczęła ze skupieniem. – Jak ja mam trenować, skoro chodzę do szkoły? I gdzieby to w ogóle było? –pytała.
            - O szkołę się nie martw – powiedział Natt, po czym ukazał rząd białych zębów. – Przenosilibyśmy się na Atlantydę. Nie wiem czy pamiętasz, ale kiedyś ci mówiłem, że to miejsce chronią potężne, starożytne zaklęcia, między innymi Zaklęcie Panahon, co po cebuańskim oznacza „czas”. Zaklęcie Czasu. Kiedy Władca Żywiołów zjawia się na Atlantydzie to zaklęcie się aktywuje. Samo. Wtedy czas stoi w miejscu. Całkowicie przestaje płynąć. Zarówno na powierzchni, jak i na Atlantydzie.
            - Ale… Jak to możliwe? – zapytała nieco zszokowana.
            - Tego nie wie nikt, to naprawdę prastara magia – odpowiedział. – Wracając do tematu.W czasie treningu nie zmieniasz się. Te pięć miesięcy tak naprawdę nie płynie, więc nawet nie możesz się zmienić. Można powiedzieć, że trening zajmie chwilę.
            - Przynajmniej ten plus... – zaśmiała się Hermiona. – To kiedy mogę zacząć?
            - A kiedy chcesz? Ja tam proponuję, żeby jeszcze w wakacje, bo jak wrócisz z treningu to będziesz chciała spać.
            - Dam ci znać, okej? – zapytała.
            - No jasne. Tak więc…
            - Nie zaczyna się zdania od „więc” – krzyknęła roześmiana szatynka.
            - Tak więc – zaczął akcentując te słowa – musimy już wracać malutka!
            - O Godryku, rzeczywiście! – czym prędzej ruszyli w stronę domu dziwczyny. – O treningu powiadomię Cię kiedy indziej, dobrze? Jutro jadę do Weasley’ów…
            - Spoko, spoko… - uśmiechnął się. – Nie tłumacz się, tylko biegnij.
            - No to pa – powiedziała i pocałowała chłopaka w policzek.
            - Do zobaczenia! – krzyknął Nathaniel za oddalającą się dziewczyną i ruszył w tylko sobie znanym kierunku.



____________________________________________________________
Przepraszam.
Wy czekacie 2 tygodnie, a ja wyjeżdżam z takim gównem. Tak - gównem, bo inaczej tego nazwać nie mogę.
Miałam problemy z weną. Zresztą widać to czytając rozdział. W ogóle go nie sprawdzałam, więc bardzo przepraszam za wszelkie błędy.
Jeszcze raz jedno wielkie przepraszam. :(

piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 4.

Cześć! Oto rozdział czwarty.
Chciałabym sprostować sprawę, którą opisałam w przerywniku.
Rozmawiałam z mamą i powiedziała, że na razie tego nie zrobią, ale mam uważać.
Nie będę Was męczyć przed rozdziałem - zrobię to po :D
Sprawdzone tylko raz, niezbyt dokładnie.
Miłego czytania :P

PS. Jeżeli ktoś ma problem z przeczytaniem listu, to pod rozdziałem jest napisany w normalnej czcionce.
____________________________________________________________________


            Po długim i spokojnym śnie Hermiona otworzyła oczy. Podniosła się, a pewne rude stworzenie wskoczyło jej na kolana. Dziewczyna pogłaskała swojego kochanego kota.
            - Witaj Krzywołapku – powiedziała drapiąc go za uszkiem – jak ci się spało?
Jedyną odpowiedzią było miałczenie. Wstała i nakarmiła pupila, a następnie poszła wykonać poranną toaletę. Chwilę potem wyszła z łazienki i udała się w kierunku szafy. Ubrała krótkie, różowe spodenki z materiału i niebieską koszulkę. ,,Dzisiaj 31 lipca. Muszę wysłać Harry’emu prezent!” – pomyślała, po czym wzięła
książkę ,,Poradnik dobrego szukającego” i zeszła na dół.
            - Dzień dobry córeczko – powiedzieli państwo Granger.
            - Dzień dobry. – uśmiechnęła się.
            - Tutaj masz omlet czekoladowy. – rzekła jej mama – Nie pamiętam kiedy ostatni raz go robiłam… No więc smacznego, kochanie – powiedziała, po czym zaczęła rozwiązywać krzyżówkę.
Hermiona zjadła śniadanie z apetytem. Umyła talerz i spojrzała na książkę.
            - Gdzie jest jakiś papier ozdobny? – zapytała rodzicielki.
            - W szafce w salonie, a czemu pytasz?
            - Harry obchodzi dziś urodziny i chciałabym ładnie zapakować prezent.
            - Aha… Zaraz Ci go przyniosę. – powiedziała Jean i poszła do salonu. Po chwili wróciła z rolką papieru i folią. – Pomyślałam, że też się może przydać – uśmiechnęła się pani Granger i podniosła dłoń, w której trzymała folię.
            - Dziękuję mamo – rzekła dziewczyna, po czym zajęła się pakowaniem prezentu.
Kilka minut później oglądała efekt swojej pracy. Nie zapomniała również o życzeniach dla jubilata, więc zabrała się za pisanie listu.

Kochany Harry,
wszystkiego najlepszego z okazji Twoich szesnastych urodzin. Sto lat, sto lat! Chciałabym zyczyc Ci zdrowia, szczescia i miłosci – która pomoze zapomniec Ci o tym, w jakich czasach zyjemy. Po tym wszystkim zasługujesz na odpoczynek.
        Mam nadzieje, ze prezent Ci sie podoba. Z ciekawosci przejrza
łam te ksiazke i doszłam do wniosku, ze na pewno Cie zainteresuje.
        Ciesze sie, ze wkr
ótce sie zobaczymy. Przyjezdzm do Weasley’ów juz w poniedzialek -12 lipca, by reszte wakacji spedzic z Wami.
Kocham Cie Harry i jeszcze raz zycze Ci wszystkiego najlepszego.
Hermiona

Przeczytała wiadomość kilka razy i włożyła ją do koperty. Następnie przykleiła ją klejem do paczki i całość owinęła folią. Później używając wstążki zrobiła kokardę. Prezent był gotowy. Hermiona zawołała swoją sowę, Ellę*, i przymocowała pakunek do jej nóżek.
            - Do Harry’ego – powiedziała do zwierzątka i nim się obejrzała, stworzenia nie było już widać.
Reszta dnia minęła Hermionie w zastraszającym tempie. Pomogła mamie w sprzątaniu domu, zrobiły razem obiad. Później szatynka postanowiła zrobić porządek w swoim pokoju. Wyciągnęła wszystko z kufra. Wyrzuciła stare pergaminy, połamane pióra… Odkurzyła i wyczyściła całą skrzynię, po czym ustawiła ją pod ścianą. Zawartość kufra ułożyła na szafce. Następnie sprzątała regały. I tak spędziła czas. Kiedy spojrzała na zegarek, otworzyła szeroko buzię. Była godzina 15:15. Szybko poukładała to, co rozrzuciła i poszła do łazienki się odświeżyć. Chwilę zastanawiała się co założyć, lecz w końcu zdecydowała się na białą, luźną bluzkę z napisem „U make me smile” i czarne szorty. Zeszła na dół i zjadła parówkę, którą wyciągnęła z lodówki. Podeszła do swoich rodziców, którzy oglądali jakiś film.
            - Idę do parku – powiedziała.
            - Dobrze – odpowiedzieli równo państwo Granger.
Cała trójka parsknęła śmiechem. Chwilę potem Hermiona ubrała czarne baleriny. Włożyła do buzi gumę truskawkową i wyszła z domu. Skierowała się w kierunku parku. Po około piętnastu minutach dotarła do celu. Spojrzała na zegarek, który miała na ręce. Była 15:55. Zdążyła. Ruszyła w kierunku stawu, oddalonego od niej sto metrów. Kiedy podeszła, zauważyła ze Blaise na nią czeka.
            - Witaj, to dla ciebie – powiedział chłopak i dał jej ładnego, niebieskiego kwiatka. Hermiona nie byłaby sobą, gdyby nie wiedziała, jaki to gatunek. A był to rozwar.
            - Cześć. Dziękuję, jest śliczny – powiedziała uśmiechnięta. – To co robimy?
            - Pragnę ci przypomnieć, że wisisz mi kawę – oznajmił poważnym tonem, lecz po chwili szczerzył się do niej ukazując rząd błyszczących zębów. Hermiona zaśmiała się, a Blaise dołączył do niej parę sekund później.
Ruszyli w kierunku małej kawiarenki, znajdującej się zaraz przy parku. Po kilku minutach doszli do celu. Podeszli do stolika w kącie. Blaise, jak na dżentelmena przystało, odsunął koleżance krzesło.
            - Co chcesz? – zapytał brunet – Mają tu dobre Cappuccino, Espresso i…
            - Oj nie mój drogi! – przerwała mu uśmiechnięta Hermiona – To ja dzisiaj stawiam, zapomniałeś? Więc co zamawiasz?
            - Po pierwsze, koleżanko ty moja, nie zaczyna się zdania od „więc” – zdołał usłyszeć od wesołej dziewczyny krótkie „a weź spadaj”, i nie zważając na to ,kontynuował – Po drugie, poproszę Chococino – oznajmił uśmiechnięty.
            - Tak jest, paniczu – rzekła Hermiona, przy czym teatralnie się skłoniła.
Oboje się roześmiali. Po chwili szatynka wróciła do stolika z dwoma kubkami z napisem „chococino <3”.
            - Fajne kubki – zachichotał Blaise – Mogę cię o coś spytać? – powiedział poważniejszym tonem.
            - Pewnie, o co chodzi?
            - W jaki sposób dowiedziałaś się, że jesteś czarownicą?
            - Cóż… Kiedy miałam jedenaście lat w moim domu pojawił się Dumbledore. Dał mi list, z którego wynikało, że zostałam przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. To brzmiało naprawdę irracjonalnie. Ale kiedy dyrektor wszystko nam wytłumaczył ucieszyłam się.
I tak minęło im spotkanie. Mówili o sobie, poznawali się nawzajem. Blaise opowiedział jej o swojej matce i o tym, jak wygląda jego życie.
Po pewnym czasie, który minął niczym chwila, Hermiona spojrzała na zegarek. Była już 17:32.
- Na Merlina… Blaise, ja muszę już iść. Na osiemnastą umówiłam się z przyjacielem.
- Nic nie szkodzi… Akurat chciałem mówić, że matka oczekuje mnie o osiemnastej – stwierdził brunet. – Może spotkamy się jutro? – spytał, kiedy już wyszli z lokalu.
- Z wielką chęcią. – oznajmiła Hermiona uśmiechając się.
- To o piętnastej w tym samym miejscu?
- Jasne, do zobaczenia – powiedziała.
- Tak… Cześć – wyszeptał jej do ucha Zabini, po czym pocałował ją w policzek.
Hermiona stała osłupiała. Patrzyła na odchodzącego chłopaka. Dotknęła palcami miejsca, które przed chwilą zaliczyło bliższy kontakt z ustami bruneta. Po chwili odwróciła się i popędziła w kierunku domu.
            Dotarła do celu o 17:49. Zostało jej kilka minut, więc weszła na chwile do domu, aby poinformować rodziców, ze zaraz znów wychodzi. Parę minut przed umówioną godziną wyszła z domu i zobaczyła zbliżającego się Nathaniela.
            -Witaj siostrzyczko! - krzyknął z daleka.
            - Cześć głupku! – powiedziała Hermiona, po czym przytuliła swojego przyjaciela.- Co tam?
            - Świetnie! A jak u ciebie?
            - Dobrze – uśmiechnęła się szeroko. – Idziemy do lasu?
            - Jasne, właśnie chciałem to zaproponować. – powiedział i podszedł do dziewczyny. - Moja mała siostrzyczka – rzekł tonem, którym normalnie ludzie zwracają się do dzieci i pogłaskał ją po głowie. Chwilę później uciekał przed goniącą go Hermioną.
            Śmiejąc się dobiegli do lasku. Doszli do ławeczki i usiedli na niej.
            - Hermiono…
            - Hmm?
            - Mam coś dla ciebie – powiedział Natt, po czym wyjął małe, brązowe pudełeczko i dał je Hermionie. – Otwórz je.
            - O słodki Godryku…
Tylko tyle była w stanie wykrztusić dziewczyna. W pudełeczku znajdowała się bransoletka zrobiona ze złota. Zawieszka była w kształcie siedmioramiennej gwiazdy. Widniał na niej napis ,,with you forever”.
            - Jeżeli coś się stanie, będziesz w niebezpieczeństwie lub po prostu najdzie cię chęć na rozmowę – chwyć gwiazdę i pomyśl o mnie. Zjawię się najszybciej jak będę mógł. Tylko pamiętaj, żeby nigdy jej nie ściągać.
            -Natt… Ja… Nie wiem co powiedzieć – wydukała. – Dziękuję Ci! – powiedziała i rzuciła się chłopakowi na szyję. – Dziękuję, dziękuję, dziękuję – pocałowała go w policzek.
            - Uspokój się dziewczyno! – wycedził między salwami śmiechu – Nie ma za co, naprawdę! – kiedy udało mu się uspokoić, kontynuował – Powiedzmy, że chcę, żeby moja mała siostrzyczka zawsze była bezpieczna i wiedziała, że zawsze z nią będę. – uśmiechnął się.
            - I tak ci dziękuję – zakomunikowała Hermiona. – A tak poza tym to jaka mała siostrzyczka? Przecież my się urodziliśmy w tym samym czasie! – krzyknęła zaśmiewając się Natta, który miał minę, jakby nie wiedział co robi i gdzie jest.
            - Ty zawsze będziesz dla mnie moją małą, kochaną, nieco złośliwą siostrzyczką… - wyszczerzył w uśmiechu swoje białe zęby.
            - Ja ci dam złośliwą! – zagroziła, po czym bez ostrzeżenia zaczęła łaskotać przyjaciela. Chłopak padł na ziemię ze śmiechu. Chwilę później na jego miejscu leżała turlająca się Hermiona. Po kilku minutach wyczerpali swoje siły.
            - Skąd wiedziałaś, że mam łaskotki? – przerwał trwającą ciszę Natt.
            - Nie wiedziałam – zaśmiała się. – Ja mam, więc sprawdziłam, czy ty też. Wynik testu – pozytywny!
            - Pss… Ja się tak nie bawię – oznajmił chłopak tonem obrażonego dziecka, próbując wypowiedzieć to zdanie z całkowitą powagą. Raczej mu nie wyszło, bo kilka sekund później wraz z Hermioną śmiał się po raz kolejny.
            - Może już wracajmy ? – zaproponowała szatynka.
            - Myślę, że to dobry pomysł. – odpowiedział Nathaniel.
Poszli w kierunku domu dziewczyny. Między nimi panowała cisza. Nie taka nurtująca. Była to przyjemna cisza. Po kilku minutach doszli na miejsce.
            -Widzimy się jutro? – zapytała Hermiona.
            - Jasne! To o której?
            - Może o tej samej porze?
            - Dobrze – powiedział chłopak. – To dobranoc siostrzyczko.
            - Dobranoc Natt… I jeszcze raz dziękuję za prezent. – przytuliła go i przeszła przez ogród, by wejść do domu.


W taki sam sposób wyglądało kolejne jedenaście wakacji. Hermiona codziennie o piętnastej spotykała się z Blaise’m, a o osiemnastej z Nathanielem. W domu posprzątała do końca swój pokój i spakowała kufer.
Nastał jedenasty lipca. Jutro miała spotkać się ze swoimi przyjaciółmi. Przez cały dzień chodziła radosna. Zbliżała się pora spotkania z Zabinim, więc Hermiona ruszyła w kierunku parku. Kiedy doszła na miejsce chłopaka jeszcze nie było. Usiadła na ławce i wpatrywała się niewidzącym wzrokiem w staw.


*Ella – sowa Hermiony. Doszłam do wniosku, że na pewno musiała w jakiś sposób wysyłać listy do Harry’ego i Rona (w drugiej części Zgredek przechwytywał sowy z listami do Pottera, więc Hermiona musiała mieć takie zwierzątko). W końcu państwo Granger też jakoś wysyłali jej listy, kiedy była w Hogwarcie, no nie? J




Dla tych, którzy nie doczytali się listu Hermiony do Harry’ego:
Kochany Harry,
wszystkiego najlepszego z okazji Twoich szesnastych urodzin. Sto lat, sto lat! Chciałabym życzyć Ci zdrowia, szczęścia i miłości – która pomoże zapomnieć Ci o tym, w jakich czasach żyjemy. Po tym wszystkim zasługujesz na odpoczynek.
            Mam nadzieje, ze prezent Ci się podoba. Z ciekawości przejrzałam te książkę i doszłam do wniosku, ze na pewno Cię zainteresuje.
            Cieszę się, ze wkrótce się zobaczymy. Przyjeżdżam do Weasley’ów już w poniedziałek -12 lipca, by resztę wakacji spędzić z Wami.
Kocham Cię Harry i jeszcze raz życzę Ci wszystkiego najlepszego.
Hermiona


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Teraz kilka słów: 
Pewnie znaleźliście kilka powtórzeń... Piszę o  tym ponieważ również je znalazłam, ale celowo ich nie zmieniłam. 
Jeśli znajdziecie jakieś ważniejsze błędy (literówki, orty itp) to napiszcie.

Za wszelką krytykę będę wdzięczna :)

niedziela, 18 sierpnia 2013

Przerywnik 1.

Kochani...

Dzięki mojemu kochanemu braciszkowi od dzisiaj, o godzinie 22 rodzice będą zabierać mi ładowarkę od laptopa - który bez niej długo nie pociągnie. 
W czym tkwi problem? 
W tym, że praktycznie wszystkie rozdziały, które piszę powstają właśnie o tej porze, a nawet później!
Jestem naprawdę wkurzona!
Nie mam pojęcia jak będę prowadzić tego bloga, nie wiem kiedy będę dodawać rozdziały.
Dodatkowo zaczyna się rok szkolny, co daje zadania domowe i naukę.
Postaram się pisać nowe części w zeszycie, a potem je przepisywać.
Dlatego naprawdę Was przepraszam, jeżeli przerwy między rozdziałąmi będą długie.
Pomyślałam, ze powinniście wiedzieć o tych utrudnieniach, więc piszę.

Jeszcze raz mocno przepraszam.


Pozdrawiam Was i życzę miłych wakacji, dopóki jeszcze trwają :)

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 3.

To co chcę Wam powiedzieć, znajduje się pod rozdziałem.
Miłego czytania :) Mam nadzieję, że Nie jest aż tak źle. xd
____________________________________________________________________


Po krótkim spacerze doszli do domu dziewczyny. Natt przyjrzał się dokładniej posiadłości. Białe ściany kontrastowały z czarnym dachem budynku. Na piętrze można było zobaczyć balkon otoczony zdobioną barierką. Kiedy podeszli bliżej Natt zauważył, ze na ganku stoi mała, brązowa ławeczka. Weszli do środka. Stał w pomieszczeniu, w którym znajdowała się ogromna szafa z butami i kurtkami. Naprzeciw niego widać było okazałe schody wiodące na górę.
            - Witaj w moich skromnych progach. – powiedziała dziewczyna, po czym wykonała teatralny ruch dłonią. Chwilę później oboje się śmiali. Kiedy udało im się uspokoić, dziewczyna poprowadziła gościa do salonu i ponownie przemówiła – Chcesz coś do picia?
            - Soku, jeśli to nie problem. – rzekł chłopak.
Hermiona poszła do kuchni po napój, a Natt zajął się oglądaniem wystroju pomieszczenia.
Na ścianach naklejona była żółta, a na suficie biała tapeta. Podłoga została wyłożona z płytek, o kolorze brudnej bieli. Z jednej strony pokoju stał stół, z sześcioma krzesłami. Chłopak siedział na żółtej sofie, do której w komplecie był fotel i druga kanapa. Spojrzał przed siebie. Na miękkim dywanie stała ława. Naprzeciw siebie ujrzał telewizor, a obok niego kominek. ,,Ładnie tu” – pomyślał. Westchnął. W tym momencie dziewczyna wróciła do salonu niosąc szklanki w jednej ręce, a karton soku w drugiej. Najpierw nalała koledze, później sobie. Siedzieli chwile w milczeniu.
            – Mogłabyś mi pokazać swój dom? Jest naprawdę przytulny. – spytał Natt, zanim zdołał ugryźć się w język. Po kilku sekundach na jego policzkach Hermiona dostrzegła rumieńce zażenowania. Dziewczyna uśmiechnęła się widząc zachowanie chłopaka.
            - Nie ma problemu, chodź. – stanęli przed schodami – Więc tak, tu…
            - Nie zaczyna się zdania od ,,więc”! – powiedział chłopak, po czym wyszczerzył w jej kierunku swoje białe ząbki. Hermiona odwzajemniła uśmiech. Po chwili kontynuowała.
            - Jak już wiesz, idąc w lewo dotrzesz do salonu. Jeśli wybierzesz korytarz po prawej, po chwili wejdziesz do kuchni, a idąc nim do końca znajdziesz łazienkę. Teraz chodźmy na górę. Po lewo jest sypialnia rodziców, naprzeciwko pokój gościnny. Obok niego znajduje się moja sypialnia, a z prawej łazienka.
            - Tu jest naprawdę fajnie… I przepraszam, za kłopot… Moja ciekawość doprowadzi mnie kiedyś do ruiny. – powiedział chłopak, uśmiechając się delikatnie.
            - Nie przepraszaj, głupku! Przecież nic nie zrobiłeś! – zaśmiała się dziewczyna – Może wrócimy na dół?
            - Och, tak.. Jasne – wydukał chłopak, po czym oboje ruszyli z powrotem do salonu.
Szli w kierunku kanapy. Hermiona niespodziewanie potknęła się o dywan. Zamknęła oczy i tylko czekała na upadek. Jednak ten nie nadszedł. Poczuła, jak silne ramiona ratują ją przed spotkaniem z podłogą. Otworzyła oczy. Jej spojrzenie spotkało się z ciemnymi tęczówkami chłopaka. Nathaniel pomógł dziewczynie się wyprostować i razem usiedli.
            - Wiesz… Hermiono… - zaczął nieśmiało chłopak. Dziewczyna uśmiechnęła się zachęcająco, więc kontynuował. – Znamy się praktycznie tylko dwa dni, a ja czuję, ze jesteś dla mnie jak siostra. Kocham Cię jak siostrę… - skończył nieco zawstydzony.
            - Ja ciebie też, Natt. Ja ciebie też… - odpowiedziała Hermiona, po czym podeszła do chłopaka i pocałowała go w policzek. – Nigdy nie miałam brata, wiesz? Jestem jedynaczką. Co prawda mam dwoje przyjaciół, ale to nie to samo co brat. Nie to samo co ty… - wyznała w końcu.
            - To miłe… - uśmiechnął się Natt – A teraz musze ci coś powiedzieć.
            - Co? – spytała zaciekawiona dziewczyna.
            - Ja, Nathaniel Howard, oświadczam ci, Hermiono Granger, że w tym roku... będziemy razem w Hogwarcie! – ostatnie słowa prawie wykrzyczał.
            - Naprawdę? To wspaniale! – powiedziała dziewczyna po czym rzuciła się Nathanielowi na szyję. Po chwili oderwała się od niego – Musimy wybrać się na Pokątną. Potrzebujesz różdżki, szat szkolnych, szaty wyjściowej, książek, piór…-wyliczała.
            - Halo, dziewczyno! Stop, wyluzuj! – zaśmiał się brunet – Mam już wszystko. Moi rodzice załatwili mi to zanim pojawiłem się tutaj.
            - Oo... Przynajmniej nie będzie problemu… - uśmiechnęła się.
            - Zgadza się panienko – powiedział, po czym się ukłonił. Oboje zaczęli się śmiać. Po chwili chłopak kontynuował – Opowiedz mi o Hogwarcie. Proszę… - zrobił słodkie oczka i spojrzał na Hermionę.
            - Dobrze już, dobrze! Tylko błagam, nie patrz tak na mnie! – powiedziała śmiejąca się dziewczyna.
            - Już nie będę.
            - Świetnie. Więc teraz przygotuj się na długą opowieść. – rzekła dziewczyna. – Może zacznę od początku. Ho
gwart został założony w 900 roku przez czterech najpotężniejszych czarodziei tamtych czasów: Godryka Gryffindora, Helgę Hufflepuff, Rowenę Ravenclaw oraz Salazara Slytherina. To właśnie od ich nazwisk powstały cztery domy. Początkowo założyciele samodzielnie wybierali osoby, które mogą uczyć się magii, jednak po pewnym czasie Salazar Slytherin zażądał, aby przyjmować do szkoły tylko osoby czystej krwi. Nie zdołał przekonać do tego pozostałych założycieli, więc opuścił zamek. Wokół tego wydarzenia narosła legenda o Komnacie Tajemnic. Szkołę wielokrotnie przeszukiwano w celu znalezienia owej Komnaty. – Natt wsłuchiwał się z zaciekawieniem w każde jej słowo – Dopiero w 1992 roku, kiedy byłam w drugiej klasie, dowiedzieliśmy się, co tak długo się w niej skrywało. Komnatę zamieszkiwał ogromny bazyliszek, którego bezpośrednie spojrzenie było śmiertelne. Komnatę tą mógł otworzyć jedynie prawowity dziedzic Slytherina. Ale to historia na inną okazję. Wracając do tematu… Po śmierci wszystkich założycieli Hogwartu szkoła nadal funkcjonowała. Godryk Gryffindor pozostawił Tiarę Przydziału, która dokonywała selekcji uczniów do poszczególnych domów. Uczniom każdego z domów są przypisywane pewne cechy. Uczniowie z Ravenclawu , czyli Krukoni, są inteligentni, Puchoni, z Hufflepuffu są życzliwi, koleżeńscy. Ślizgonów, czyli tych ze Slytherinu określa się jako ambitnych i sprytnych, a Gryfoni, czyli ci, którzy są z Gryffindoru uznawani są za odważnych, honorowych. To jednak nie zawsze się sprawdza, ale prawdę poznaje się dopiero z biegiem czasu.
            - A w jakim domu jesteś ty? – zapytał chłopak
            - W Gryffindorze. – odpowiedziała – Kontynuując. Kiedy Slytherin zarządał większej selekcji, inni się nie zgodzili. Ale to Gryffindor był temu najbardziej przeciwny. Kłócili się o to. Gryfoni i Ślizgoni od stuleci prowadzą między sobą wojnę. I tak jest do dziś.
            - Brzmi interesująco… Ciekawe gdzie ja trafię – zamyślił się Natt.
            - Odpowiedź na to pytanie poznasz we wrześniu – uśmiechnęła się dziewczyna.
            - Wprost nie mogę się doczekać. – powiedział. Po chwili spojrzał na zegarek, stojący obok telewizora. – Na Neptuna! Już dziewiętnasta?! – zdziwił się – Jak ten czas szybko zleciał…Hermiono, ja już musze iść…
            - W dobrym towarzystwie czas zawsze szybko leci – uśmiechnęła się.
            - Ej! To mój tekst! Zresztą nie ważne. Widzimy się jutro?
            - Jasne, o której? – spytała dziewczyna.
            - Osiemnasta ci pasuje?
            - Tak. – odprowadziła go do drzwi – Dobranoc Natt. – powiedziała, po czym pocałowała go w policzek.
            - Dobranoc siostrzyczko! – pożegnał się chłopak, po czym odszedł.
            Hermiona postanowiła zjeść kolację. W między czasie do domu wrócili jej rodzice. Przywitała się z nimi i udała się na górę. Kiedy dała swojemu pupilkowi coś do jedzenia, poszła do łazienki. Następnie położyła się do łóżka. Kilka minut później jej umysł znalazł się w krainie, gdzie mogła wszystko… W krainie snów…




Kilka* słów ode mnie :D
Po pierwsze:
Rozdział, jak widać, krótki. Dłuższych nie potrafię. Poprzedni – czyli drugi, był właściwie złożony z dwóch. No ale cóż.
Po drugie:
Przepraszam, że większość to dialogi. Kiedy ja czytam jakieś opowiadanie, to zazwyczaj omijam opisy, bo są dla mnie nudne.
 Po trzecie:
Chciałabym powiedzieć, że powtórzenia w zdaniach, na przykład:
~,,- Wiesz… Hermiono… - zaczął nieśmiało chłopak. Dziewczyna uśmiechnęła się zachęcająco, więc kontynuował. Znamy się praktycznie tylko dwa dni, a ja czuję, ze jesteś dla mnie jak siostra. Kocham Cię jak siostrę…”
~,,- Ja ciebie też, Natt. Ja ciebie też… - odpowiedziała Hermiona, po czym podeszła do chłopaka i pocałowała go w policzek. – Nigdy nie miałam brata, wiesz? Jestem jedynaczką. Co prawda mam dwoje przyjaciół, ale to nie to samo co brat. Nie to samo co ty… - wyznała w końcu.”
lub chociażby
~
„Kilka minut później jej umysł znalazł się w krainie, gdzie mogła wszystko… W krainie snów…”
były celowe.
Znalazłoby się ich więcej, ale nie będę tutaj tego wklejać jeszcze raz.

Po czwarte: Przed wrzuceniem na bloga przeczytałam to tylko raz, więc jeśli coś znajdziecie, to proszę o wskazanie błędu (oczywiście nie licząc wskazanych przeze mnie powtórzeń). :) 

*kilkadziesiąt / kilkaset :D

środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 2.

Z przyjemnością przedstawiam ROZDZIAŁ DRUGI :)
Z góry chciałabym przeprosić Was za to, że w liście brakuje polskich znaków.
Co do rozdziału... Mam nadzieję, ze Wam się spodoba :)
Nie przedłużając - miłego czytania !
___________________________________________________________


            Las to miejsce z dala od ludzi. Można się w nim uspokoić, przemyśleć parę spraw czy też po prostu cieszyć się naturą. Hermiona szła ścieżką i myślała. Cieszyła się, że w krótce znów zobaczy Ginny, Harry’ego i Weasley’ów. Usiadła na starym pniu. Kiedy tak wpatrywała się w dal, usłyszała za sobą trzask. Obróciła się i zobaczyła, że z wysokości około trzech metrów spadł na ziemię jakiś człowiek. Dziewczyna jak najszybciej podeszła do nieznajomego. Z każdym krokiem  przybliżającym ją do niego odczuwała coraz większe ciepło. Jego aura wpływała na nią tak, że miała wrażenie, że może mu ufać i zna go od dawna.
            Podeszła bliżej. Tajemniczą osobą był chłopak, który mógł mieć około siedemnastu lat. Brązowe włosy w całkowitym nieładzie opadały na spocone czoło młodego mężczyzny. Hermiona kucnęła przy nim, by móc sprawdzić oddech. Z chwilą, w której go dotknęła, chłopak zaczął się budzić.
 Jej oczy spotkały się ciemnymi, prawie czarnymi tęczówkami nieznajomego. Hermiona znów poczuła to dziwne ciepło, ale o wiele mocniejsze. Wstała i podała chłopakowi rękę, by mu pomóc. W momencie, gdy ich dłonie się złączyły, jasne światło rozświetliło las. Blask wydobywał się z miejsca, gdzie splatały się palce ich rąk. Oboje wpatrywali się chwilę w dziwne światło. Znów spojrzeli sobie w oczy i puścili się, a jasność zniknęła.
            -Co to było? – spytała wciąż zszokowana Hermiona.
            -To jest dość długa historia, Hermiono.
            -Skąd ty…
            -Skąd cię znam? To ma związek z tym dziwnym światłem. Może się przejdziemy? To naprawdę długa historia, a co najważniejsze, dotyczy ciebie.
            -No dobrze… Powiesz mi chociaż kim jesteś?
            -Nathaniel Howard, ale wolę Natt, bo Nathaniel jest za długie. – chłopak uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów. – Wracając do tematu… Co wiesz o Atlantydzie?
            - Atlantyda to
mityczna kraina, która miała być miejscem istnienia rozwiniętej cywilizacji zniszczonej przez serię trzęsień ziemi i zatopionej przez wody morskie. Przez wieki próbowano ją odnaleźć-na próżno. –wyrecytowała Hermiona– Ale co to ma do rzeczy?
            -Właśnie od tego zaczyna się ta historia. Atlantydy nigdy nie znaleziono, ponieważ są na nią nałożone starożytne zaklęcia- silniejsze nawet od tych, które chronią Hogwartu. Tak naprawdę tylko cztery osoby na Ziemi znają dokładne położenie Atlantydy, inni wiedzą jedynie, że jest gdzieś pod wodą. Ale o tym za chwilę. Atlantyda to miejsce, w którym żyje pewna grupa ludzi. Tak, żyje. – dodał widząc wzrok Hermiony. – Nikt nie wie w jaki sposób, ale to miejsce jest takie, jak każde inne na Ziemi. Ta sama przyroda, to samo powietrze. Żyjący tam ludzie należą do swego rodzaju stowarzyszenia, zwanego Wiozyl. Wszystkim przewodniczy Czterech Najwyższych. To właśnie oni znają dokładne położenie Atlantydy.
            -Ale co to ma wspólnego ze mną?
            -Spokojnie, mówiłem że to długa historia. – zaśmiał się Natt. – Hmm... Może usiądziemy? Widzę, że jesteś trochę zmęczona.
            -Racja. – odwzajemniła uśmiech Hermiona.
            -Więc…
            -Nie zaczyna się zdania od „więc”! – przerwała mu śmiejąca się dziewczyna.
Nathaniel uśmiechnął się delikatnie. Chwilę później wznowił swoją opowieść.
            -Raz na sześćdziesiąt siedem lat na Ziemi rodzi się człowiek, który jest w stanie w władać czterema żywiołami: wodą, ogniem, ziemią i powietrzem. Taki ktoś zwany jest Władcą Żywiołów albo po prostu Nadzwyczajnym. W tym samym dniu, o tej samej godzinie...,czyli dokładnie o tej samej porze, na Atlantydzie rodzi się hmm… odpowiednik tej osoby. Oboje dorastają w swoich krainach. Jedna osoba na Ziemi, druga na Atlantydzie. Jest tak, dopóki Nadzwyczajny nie dojrzeje na tyle, by poznać prawdę. Wtedy na Ziemię wysyłany jest jego odpowiednik z Atlantydy. Mirius – bo tak zwany jest właśnie odpowiednik Władcy – ma za zadanie opowiedzieć mu o wszystkim, wprowadzić go w temat, pomagać mu i pozostać przy nim do końca. Kiedy Nadzwyczajny kończy trening, który odbywa się na Atlantydzie, potrafi władać wszystkimi żywiołami i otrzymuje miano Najpotężniejszego Człowieka na Świecie. – chłopak dał jej chwilę na przyswojenie sobie tych informacji, po czym kontynuował. – Pewnie zastanawiasz się, w jaki sposób wybierany jest Władca? Otóż w jednej z komnat zamku znajdują się, takie jakby, przepowiednie, które mówią o dniu urodzin tej osoby. Poza tym, musi to być ktoś odważny, honorowy, oddany, a przed wszystkim inteligentny. Ktoś, kto ma wyjątkowe, najbardziej rozwinięte umiejętności . Ktoś, kto w danym roczniku jest najlepszy. Czterech Najwyższych obserwuje tę osobę przez cały czas, kiedy kształci się jej charakter. To Oni stwierdzają, kiedy Nadzwyczajny ma poznać prawdę i wtedy wysyłają Miriusa.
            -Zaraz, zaraz… Czy chcesz mi powiedzieć, że to ja jestem tym Nadzwyczajnym? – spytała lekko zszokowana Hermiona.
            -Tak… Muszę przyznać, że jesteś naprawdę inteligentna i spostrzegawcza. – puścił jej oczko. – Swoją drogą, myślę, że akurat w tym wypadku mamy do czynienia z Nadzwyczajną – uśmiechnął się Natt.
            -To dość… szokująca informacja… Chwila… Daczego mam ci wierzyć?
            -A dlaczego ze mną rozmawiasz mimo, że nic o mnie nie wiesz? Dlaczego czujesz się tak, jakbyś znała mnie od dawna?
            -Dobra, wygrałeś – zaśmiała się dziewczyna. – Wiesz.. Dasz mi trochę czasu? Muszę sobie to wszystko poukładać w głowie.
            -Jasne, nie ma problemu. Chodź, odprowadzę cię. Jest już prawie dziewiąta i twoi rodzice pewnie się matwią.
            -O rany! Już ta godzina? Jak ten czas szybko minął…
            -W dobrym towarzystwie czas zawsze szybko mija…
Hermiona zaczęła się śmiać, a po chwili dołączył do niej Natt. Szli ścieżką w kierunku domu Hermiony. Każde z nich myślało o czymś innym. Nie zorientowali się, kiedy od celu dzieliło ich tylko kilkadziesiąt metrów.
            - Zobaczymy się jutro? – spytała Hermiona przerywając panującą ciszę.
            - Jasne, – uśmiechnął się chłopak – jeżeli będziesz chciała porozmawiać to przyjdź do lasu, będę tam.
            - Dobrze. I tego.. Dziękuję, że mnie odprowadziłeś.
            - Nie ma sprawy. Dobranoc Hermiono – powiedział chłopak, po czym cmoknął ją w czoło.
            - Dobranoc Natt. – odpowiedziała uśmiechnięta dziewczyna i ruszyła w kierunku swojego domu.
Przystanęła na chwilę i obejrzała się za siebie, ale chłopaka już nie było.
            Kiedy Hermiona weszła do domu zauważyła, że jej rodzice oglądają w salonie telewizję. Nalała sobie trochę soku, zrobiła coś do jedzenia i usiadła na fotelu. Kiedy już zjadła kolację, umyła swój talerz i poszła do pokoju. Ledwo weszła, a od razu poszedł do niej Krzywołap. Pobawiła się z nim chwilę, po czym nasypała mu trochę karmy i nalała wody. Następnie poszła się wykąpać i umyć. Po wyjściu z łazienki dziewczyna położyła się do łóżka i przykryła swoją wełnianą kołderką. Rozmyślała nad tym, co zdarzyło się tego dnia. Wtedy w jej głowie pojawił się obraz uśmiechniętego Nathaniela. Westchnęła. Ten chłopak był niesamowity. Spełniał wszystkie kryteria, jakie miała ustalone w głowie. Po prostu ideał. Ale czy na pewno chciała z nim być? Czuła się przy nim wyjątkowa, wiedziała, że może mu zaufać, potrafił ją rozśmieszyć... Zachowywali się jak przyjaciele. I może lepiej, żeby tak pozostało? Chwilę później jej umysł zalała fala pytań. Co on o niej sądzi? Czy traktuję ją jako przyjaciółkę, kogoś więcej, czy po prostu zwykłą dziewczynę, której musiał wyjawić prawdę? Nie znała odpowiedzi na żadne z nich. Zmęczona rozmyślaniami zapadła w krainę snów.

            Noc minęła jej spokojnie. Dziewczyna przeciągnęła się i spojrzała na zegarek. Była ósma czterdzieści trzy. Hermiona zdziwiła się, ponieważ od dawna się tak nie wyspała. Wstała z łóżka i poszła wykonać poranną toaletę. Po wyjściu z łazienki ubrała zielone szorty i luźną, miętową bluzkę. Kiedy zeszła na dół jej rodziców już nie było w domu. Weszła do kuchni i zauważyła małą karteczkę leżącą na blacie.

Kochanie,
dzisiaj nie bedzie nas do pózna. Musimy jechac
 do Twojej babki, Margaret, poniewaz ciocia zadzwonila, ze jest z nia gorzej. Wiemy, ze za nia nie przepadasz, dlatego nie budzilismy Cie. Kolo wazonu leza pieniadze. Kup sobie za nie cos do jedzenia.
Mama i Tata

Na śniadanie Hermiona zrobiła sobie omlet. Najedzona dziewczyna zasiadła na kanapie i oglądała telewizję. Jako że film, który oglądała, znudził jej się, postanowiła pójść do swojego pokoju. Na biurku zauważyła paczkę z jej podręcznikami. Dziewczyna wypakowała je i zaczęła czytać. Nie zwróciła uwagi, kiedy minęła godzina trzynasta i w jej brzuchu zaczęło burczeć. Zeszła do kuchni i wzięła pieniądze, które zostawili dla niej rodzice. Obrała zielone baleriny i wyszła z domu. Postanowiła, że pójdzie do swojego ulubionego bistro. Dziewczyna lubiła spacerować, więc nie przeszkadzało jej, że droga do lokalu zajmie jej ponad dwadzieścia minut. W końcu dotarła na miejsce. Podeszła do lady i poprosiła o zapiekankę. Po krótkim czasie otrzymała swoje zamówienie.
            Bistro ,,Słoneczny dzień” było lokalem z wyjątkowo miłym klimatem. Ściany pomieszczenia były pomalowane żółtą farbą. Na suficie widniało słońce z promieniami docierającymi do każdego kąta w pubu. Wzdłuż jednej ze ścian, pod oknami, ustawiony był blat, a przy nim krzesełka – jeżeli ktoś przyszedł sam. W tle leciała miła dla ucha muzyka.
Hermiona wzięła swoje zamówienie i ruszyła w kierunku swojego ulubionego miejsca. Usiadła na końcu długiego blatu i zaczęła jeść. W pewnym momencie poczuła, że ktoś złapał ją za ramię. Odwróciła się i ujrzała blondyna, mającego około osiemnastu lat.
            -No witaj maleńka. – powiedział z lubieżnym uśmiechem chłopak lustrując spojrzeniem jej ciało. – Co powiesz na mały spacerek? Naprzeciwko jest przytulny motelik, nie pożałujesz…
            -Nie, dziękuję. Nie skorzystam z tej szalenie ciekawej okazji. – oznajmiła Hermiona umiejętnie ukrywając strach.
            - Kotku, nie bądź taka. Wiem, że tego chcesz. Widzę, jak na mnie patrzysz – rzekł blondyn, po czym przejechał ręką po jej udzie.
            - Zostaw mnie! – wysyczała, już nie na żarty, przerażona dziewczyna.
            -Najpierw się zabawimy, laluniu. – powiedział chłopak, po czym bez krępacji chwycił ją za rękę i zaczął ciągnąć do wyjścia. Najtragiczniejszy w tej sytuacji był fakt, iż prawie nikt nie zwrócił uwagi na to, że jakiś chłopak wyciągnął ją siłą z lokalu. Prawie – bo całe zajście obserwował pewien brązowooki chłopak.
Ku jeszcze większemu przerażeniu dziewczyny, blondyn nie szedł z nią w kierunku motelu, tylko do jakiejś ciemnej uliczki. Z jej oczu zaczęły lecieć łzy. Kiedy już straciła nadzieję na ratunek, usłyszała głos.
            - Ej, gościu! Odczep się od niej! –poczuła, jak uścisk chłopaka staje się silniejszy. Syknęła z bólu.
            - A bo co ? Bo ty mi każesz, czarnuchu? Mam prawo się z nią zabawić! – zaśmiał się szaleńczo.
Kilka sekund później Hermiona zobaczyła jak jej wybawiciel podchodzi do blondyna i zadaje mu mocny cios w szczękę. Uderzenie było tak mocne, że napastnik upadł na chodnik.
            - Dobrze się czujesz? Nic ci nie zrobił?
            - Nie zdążył, dziękuję ci za ratunek. – spojrzała na swojego wybawcę i zaznała szoku. – Zabini? Blaise Zabini?
            - Na Merlina! Granger, to ty? Nie poznałem cię w zielonym.. – oznajmił chłopak, po czym się uśmiechnął. Dziewczyna odwazajemniła uśmiech.
            - Jeszcze raz dziękuję ci za pomoc. Gdyby nie ty… Nie wiem co by się stało.
            - Nie ma za co. Nienawidzę braku szacunku do kobiet, a to, co ten kretyn zrobił podchodzi pod tę kategorię.
Dziewczyna zaśmiała się.
            - Jak ci się odwdzięczę?
            - Hmm.. Mam kilka pomysłów – uśmiechnął się Blaise ukazując rząd białych zębów.
            - No słucham, to może być ciekawe – powiedziała rozbawiona dziewczyna.
            - Po pierwsze: stawiasz mi kawę. A po drugie… W ramach rekompensaty wybaczysz mi te wszystkie wyzwiska. Co ty na to?
            - Zgoda. –uśmiechnęła się szatynka. – Na kawę możemy iść jutro – jeśli masz czas. A co do punktu drugiego… Po tym, co dzisiaj dla mnie zrobiłeś, nie śmiałabym odmówić.
            - Świetnie! To co, jutro o szesnastej koło stawu w parku?
            - Jasne. No to do zobaczenia, pa.
            - Cześć. – powiedział chłopak. Patrzył chwilę na dziewczynę odchodzącą w swoją stronę. ,, Jakie ona ma ładne oczy…” pomyślał Blaise, po czym ruszył w tylko sobie znanym kierunku.
Kiedy Hermiona wróciła do domu była już czternasta piętnaście. Weszła do salonu i usiadła na kanapie. Koło niej leżał Krzywołap. Pobawiła się z nim trochę i włączyła telewizję.
Około godziny piętnastej Hermiona postanowiła, że chce spotkać się z Nathanielem. Ubrała ponownie zielone baleriny i ruszyła w kierunku lasu. Szła powoli, delektując się ciszą. Nim spostrzegła, dotarła do celu. Na jej ulubionym pniu siedział Natt. Wpatrywał się w dal. Dziewczyna podeszła cicho do chłopaka.
            -Cześć Natt! – krzyknęła mu do ucha.
            -Kurcze, dziewczyno! Nie wrzeszcz tak! Chcesz żebym zawału dostał?
            - Przepraszam, ja…
Nie skończyła zdania, ponieważ Natt widząc jej minę zaczął się śmiać. Po chwili do niego dołączyła. Trwali tak, dopóki się nie uspokoili.
            - Co chciałaś? – spytał wreszcie chłopak.
            - Porozmawiać. Pomyślałam, że możemy iść do mojego domu, bo rodzice są na podróży służbowej.
            - Hmm, czemu nie. To idziemy?
            - Jasne.
Natt chwycił dziewczynę pod ramię i krok w krok ruszyli w kierunku jej domu.

piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział 1.

Postanowiłam, że na początek mogę dodać ten rozdział.
Na zachętę, albo nie :D
                                                                                                                                


Koniec lipca. Promyki słońca wkradły się przez okno oświetlając twarz szatynki. Dziewczyna powoli się budziła. Kiedy otworzyła oczy rozejrzała się po pomieszczeniu. Na fioletowej ścianie wisiało zdjęcie, na którym była wraz ze swoimi przyjaciółmi - Harrym i Ronem. Zrobiło się jej smutno. Przypomniała sobie wszystko, co wydarzyło się w ciągu tego roku: przyjście Dolores Umbridge, powstanie Gwardii Dumbledore’a, poznanie Graupa i śmierć Syriusza. To ostatnie bardzo wstrząsnęło wszystkimi, którzy mieli okazję go poznać. Najbardziej przeżył to Harry. Syriusz był dla niego przyjacielem, ratunkiem od życia z Dursley’ami… ,,To był okropny rok” – pomyślała Hermiona i wstała z łóżka.
Dziewczyna umyła się i zeszła na śniadanie. Jej mama krzątała się wesoło po kuchni. Z góry można było czuć zapach jajecznicy, którą przyrządziła pani Granger.
-Dzień dobry. – powiedziała Hermiona z uśmiechem.
-Dzień dobry. Jak ci się spało?
-Dobrze. Gdzie jest tata?
-Musiał dzisiaj wcześniej wyjechać, bo w wiadomościach zapowiadali korki. Jedz już, bo ci wystygnie! – zaśmiała się Jean Granger i poszła w tylko sobie znanym kierunku.
Hermiona jadła swoją jajecznicę, słuchając muzyki w radiu. Chwilę później usłyszała pukanie w szybę. Wpuściła do środka trzy sowy. Jedną z nich była Świstoświnka, drugiej nie znała. W jednej z koper znalazła list od Ginny.

Droga Hermiono,
co u Ciebie? Mam nadzieję, że Tobie wakacje mijają równie dobrze jak mi. Co powiesz na to, żeby wpaść do Nory? Harry przyjechał kilka dni temu, razem z Ronem nie dają mi spokoju :). Odwiedź nas jak najszybciej.
Ginny

PS Masz pozdrowienia od Rona, Harry’ego, Freda, George’a, mamy i taty :)

Dziewczyna uśmiechnęła się i od razu odpisała przyjaciółce, że przyjedzie na trzy ostatnie tygodnie wakacji.
Pozostałe dwa listy miały na sobie pieczęć Hogwartu. W pierwszym Hermiona znalazła wyniki SUMów. Prawie ze wszystkich przedmiotów dziewczyna osiągnęła „WYBITNY”, wyjątkiem była Obrona Przed Czarną Magią, z której  miała ,,POWYŻEJ OCZEKIWAŃ”.  W drugim był spis podręczników na szósty rok nauki w Hogwarcie i notka przypominająca o tym, żeby w czasie podróży do szkoły dziewczyna stawiła się w wagonie prefektów. Zadowolona z siebie skończyła śniadanie.
,,Muszę kupić prezent dla Harry’ego” – pomyślała, po czym umyła talerz i poszła do swojego pokoju się przebrać. Ubrała jasnoniebieskie szorty i zwykłą, czarną bokserkę. Do tego dodała okulary przeciwsłoneczne i bransoletkę. Kiedy zeszła na dół w salonie zobaczyła obojga rodziców rozmawiających przy kawie.
-Moglibyśmy jechać na Pokątną? Chciałabym kupić prezent dla Harry’ego i zrobić zakupy do szkoły.
-Dobrze. Idź do samochodu, my zaraz przyjdziemy.
Hermiona założyła na nogi czarne trampki i wyszła z domu. Wsiadła do srebrnego Audi A4. Chwilę później dojechali do Dziurawego Kotła i znaleźli się na ulicę Pokątną. Rodzice dziewczyny udali się do księgarni, gdzie kupili wszystkie potrzebne Hermionie podręczniki. W tym samym czasie szatynka postanowiła poszukać jakiegoś prezentu dla przyjaciela. Znalazła książkę ,,Poradnik dobrego szukającego”, którą od razu kupiła.
         Szatynka przeanalizowała listę potrzebnych rzeczy, po czym poszła kupić nowe pergaminy, pióra i składniki do eliksirów. Później udała się do sklepu Madame Malkin, gdzie nabyła nową szatę. Następnie odnalazła rodziców, z którymi poszła na lody do mugolskiej części Londynu.
-Tutaj jest napisane, że potrzebna jest jeszcze szata wyjściowa. Czyli musimy jeszcze kupić sukienkę. – odezwała się Hermiona.
-To wy idźcie po tę sukienkę, a ja zaniosę zakupy do samochodu….-powiedział pan Granger.
- Dobrze, kochanie. Mógłbyś kupić jeszcze owoce, chleb i mięso?
-Oczywiście.
-Świetnie! To my już idziemy.
         Hermiona i jej mama były już w czterech sklepach, ale nic nie znalazły. Kiedy szły uliczką zauważyły mały sklepik z sukniami na wystawie. Kobiety od razu udały się w tym kierunku. Za ladą stała staruszka, która sympatycznie się uśmiechała.
-Dzień dobry-powiedziały równocześnie przybyłe.
-Witam panie, w czym mogę pomóc?
-Potrzebuję sukienki na bal.
-Oczywiście, proszę zaczekać chwilę.-powiedziała kobieta, po czym odeszła w tylko sobie znanym kierunku. Chwilę później wróciła z kartonem w rękach. Otworzyła go i wyciągnęła piękną, złotą suknię. Jej górna część połyskiwała od małych kryształów, natomiast dół był puszczony luźno i lekko posypany brokatem, co dodawało kreacji uroku. Hermiona zaniemówiła z wrażenia. Gdy otrząsnęła się z szoku wzięła sukienkę i poszła ją przymierzyć. Efekt był zniewalający. Suknia idealnie współgrała z cerą dziewczyny, eksponowała biust i podkreślała talię. Pani Granger zapłaciła za kreację i z córką ślicznie podziękowała miłej staruszce. Następnie kupiły parę szpilek i baleriny, aby dziewczyna mogła przebrać buty. Zadowolone wróciły do samochodu. George Granger, widząc miny dwóch najważniejszych kobiet w jego życiu, zaśmiał się i wsiadł do samochodu. Podróż minęła szybko i nim wszyscy się obejrzeli, byli już w domu.
         Reszta dnia minęła Hermionie w zawrotnym tempie. Dziewczyna bawiła się trochę z Krzywołapem, czytała książkę i rysowała. Około godziny osiemnastej stwierdziła, że pójdzie na spacer. Ubrała szarą bluzkę z napisem ”MAKE LOVE” i czarne rurki. Gdy zeszła na dół założyła na nogi czarne trampki.
-Mamo! Wychodzę!
-Dobrze, ale miej włączony telefon i nie wracaj późno!
Hermiona postanowiła pójść do parku. Usiadła na chwilę na ławce i patrzyła na kaczki pływające w stawie. Po kilku minutach wstała. Idąc w chodnikiem potknęła się o wystający korzeń i wpadła na jakiegoś chłopaka idącego przed nią.
-Przepraszam, nie za…
-Patrz jak łazisz Granger!
-Malfoy? Co ty robisz w tej części Londynu?
-Nie powinno cię to obchodzić, głupia szlamo.

I odszedł. Hermiona wpatrywała się w plecy blondyna, po czym ruszyła w kierunku lasku.

ZGODNOŚĆ Z KANONEM

Moja historia jest zgodna z pierwszymi pięcioma tomami ,,Harry'ego Pottera".
Na przykład: charakter i szczegółowy opis Blaise'a Zabiniego poznajemy dopiero w książce ,,Harry Potter i Książę Półkrwi", więc jedyne, co wcześniej było o nim wiadomo to fakt, że jest czarnoskórym brunetem, który trafił do Slytherinu.
Chciałabym podkreślić, że wszystko, co się dzieje przed szóstym tomem opowieści o młodym czarodzieju, zgadza się z kanonem.
Można powiedzieć, że według mojej historii saga kończy się na piątym tomie, a to co piszę, jest jego kontynuacją.

Akcja mojego opowiadania rozpoczyna się pod koniec lipca, przed szóstym rokiem nauki w Hogwarcie.